Gdy Karl Wolf wszedł do gospody, od razu zwrócił uwagę na mężczyznę, pijącego piwo w rogu sali. Nigdy wcześniej go tu nie widział. Podszedł do baru, za którym Fred bez przekonania wycierał blat, i tak już czysty. Karl znał tę minę, mówiła wszystko. Była zwiastunem nadchodzącej katastrofy.
— Co jest, Fred? — zapytał i znów zerknął na nieznajomego.
— Nie pytaj, proszę. Pilznera, czy jak zwykle szklankę wody?
W podobnych momentach Fred nie pozwalał zapomnieć o swoim francuskim „r”. Im bardziej był zdenerwowany, tym śmieszniej brzmiał. Wolf nauczył się już ignorować tę mało istotną wadę przyjaciela.