Uwagę Karla przykuł tajemniczy mężczyzna odziany w śnieżnobiałą galabiję, tradycyjną arabską szatę. Arab mógł mieć około trzydziestu kilku lat. Gęste włosy ukrywał pod bawełnianą kefiją z biało-czerwonej, kraciastej chusty, wokół której owinął sznur, zwany agalem. Mimo zakazu wnoszenia broni za jego pasem tkwił nieduży, ozdobny sztylet.
Wolf ukradkiem zmierzył rękojeść sztyletu i ledwie widoczną pochwę. Przypominał mniejszego brata egipskiego chepesza, sierpowatego miecza. Jego właściciel zorientował się i wyszeptał nienaganną angielszczyzną.
— Wbrew pozorom to jednak jest chepesz — oświadczył gość.
— Czy nie powinien mierzyć ponad pół metra? — zapytał Wolf po angielsku, dla którego znajomość tego języka była warunkiem per excellence w przyszłej profesji.
— Owszem, ale rozumie pan. — Mrugnął powieką. — Herr Kopf.
Tajemniczy książę wydał mu się całkiem sympatycznym gościem.
— Przepraszam, nie przedstawiłem się. Nazywam się Mohamet Achmet Omar Abd el-Rasul — powiedział, a widząc minę Wolfa dodał. — Ale proszę mówić do mnie Omar.