Wolf wiedział, że to tylko nieumiejętna próba zmiany tematu. Z niezręcznej sytuacji wybawiła go dopiero boja startowa, która właśnie opadła.
— Panowie, zaczął się finał — powiedział z ulgą.
Lejce poszły w ruch. Jeźdźcy pilnowali, żeby konie nie przeszły w zabroniony galop. Krzyki publiczności sprawiły, że szyby w całym budynku trzęsły się, jakby zaraz miały wyskoczyć z ram. W połowie drugiego okrążenia jeździec z ostatniego miejsca przyśpieszył i przesunął się na środek stawki. Wciąż miał przed sobą trzy sulki, ale gnał wytrwale przed siebie i wyprzedzał sulkę za sulką. Dokładnie tysiąc metrów później, w połowie trzeciego okrążenia był już pierwszy. Reimer podszedł do szyby i machał rękoma, jakby to on powoził.
— Dawaj Alois, dawaj! — krzyczał do siebie, a kiedy jeździec przejechał przez linię mety, krzyknął. — Jeeeest!
Wolf ze zdumieniem patrzył na tysiące wyrzuconych w powietrze podartych kuponów, co oznaczało, że niewielu stawiało na zwycięzcę. W tym samym momencie uświadomił sobie, że przez zamieszanie z Leną, zapomniał obstawić. Kto nie ma szczęścia w hazardzie, ten ma szczęście w miłości — próbował się pocieszyć w myślach. Zasady Pferde-Toto wymagały, żeby osobiście odebrać gotówkę, więc Reimer przeprosił ich i opuścił lożę.